Dziś jest: 21 Listopad 2024, Czwartek
Spalenie wsi przez Ukraińców
Najpierw trzeba sobie przypomnieć co działo się w tym czasie na froncie wojennym ( lipiec 1944 r.) i co działo rok wcześniej ( latem 1943 r.) na Wołyniu, Podolu i Ziemi Lwowskiej czyli na dawnych ziemiach II Rzeczpospolitej, obecnie Ukrainy.
Natomiast rok wcześniej w lipcu 1943 r. na Wołyniu odbywała się tzw. Rzeź wołyńska, w której od 1942 r. do lipca 1944 r. zostało wymordowanych ok. 60 tysięcy Polaków przez nacjonalistów ukraińskich tzw. UPA ( Ukraińska Powstańcza armia ). Najwięcej mordów, dokonanych latem 1943 r. odbyło się w niedzielę 11 lipca. Ukraińcy wykorzystali fakt, że ludność polska gromadziła się podczas mszy w kościołach, więc często kościoły były otaczane, a wierni przed śmiercią częstokroć byli torturowani w okrutny sposób ( np. przecinanie ludzi na pół piłą do drewna, wyłupywanie oczu, palenie żywcem). 11 lipca 1943 r. nastąpił skoordynowany atak na dziesiątki polskich miejscowości, w całym zaś lipcu na co najmniej 530 polskich wsi i osad. Pod hasłem "Śmierć Lachom" wymordowano wówczas kilkanaście tysięcy Polaków.
W takiej atmosferze polityczno - wojennej, pewnego lipcowego dnia 1944 r.( pod koniec miesiąca ) do wsi zajechało bryczką 3 Ukraińców w mundurach niemieckiego Wermachtu, którzy chwilowo stacjonowali razem z Niemcami w niedalekiej Brzustowie, podczas wycofywania się przed nacierającą radziecką Armią Czerwoną. Nie była to wizyta pokojowa, zabrali się do grabieży chłopskich gospodarstw. Powiadomieni o tym partyzanci AK z placówki Krzczonowice przystąpili do obrony własnej wsi przed najeźdźcami i złodziejami, pamiętając do czego Ukraińcy są zdolni, jaką nienawiścią pałają do Polaków. Nikt nie mógł zagwarantować, że nie powtórzą rzezi jaka miała miejsce na Wołyniu rok wcześniej. W dzisiejszych pokojowych czasach nasza policja również strzela do złodziei, rabusiów, którzy nie zatrzymują się na wezwanie.
W wyniku wymiany ognia 2 Ukraińców zostało zabitych, jednemu udało się zbiec, mimo pogoni za nim nie udało się go złapać. Po kilku godzinach sprowadził on posiłki i przystąpili tak jak przed rokiem na Wołyniu do podpalania wsi i zabijania. Na początek zabili dwóch parobków u Stanisława Kowalskiego.
Spłonęło wtedy całkowicie kilka chłopskich zabudowań m.in. u Siwca, Kacy, Kota, Patrów, Kolasy (Tycki). Gestapo powstrzymało dalsze podpalanie wsi. Ukraińcy strzelali do wszystkiego co się rusza, z Zaolzia było słychać strzelaninę we wsi i było widać łuny pożarów, z życiem uszedł Pan Jan Góra.
Panowie Piotr Nalewaj i Jan Kolasa (brat Ignaca) w tym dniu idąc do wsi z Ćmielowa, słysząc co się dzieje, zawrócili i tam pozostali do następnego dnia. Na drugi dzień poszli z powrotem do domu, jednak po drodze zatrzymali ich żandarmii niemieccy i wywieżli do Szydłowca i powiesili na rynku wraz z innymi Polakami.