Dziś jest: 12 Październik 2024, Sobota
wachmistrz Tomasz Wójcik ps.Tarzan i bitwa na Woli Grójeckiej
Przedstawiamy Państwu postać ciekawą, tajemniczą , nie tuzinkową o której niewiele wiemy. Mało jest o niej w książkach, internecie i świadomości Polaków. Co rocznie słyszymy o niej w czasie mszy św. w naszym kościele parafialnym w Ćmielowie z okazji kolejnej rocznicy tragedii jego samego i jego oddziału, który zlikwidowali Niemcy w Woli Grójeckiej 7 lipca 1944 r.
Mamy nadzieję, że nasza strona internetowa przyczyni się do poszerzenia i pogłębienia wiedzy na temat partyzanta AK "Tarzana"
wachmistrz TOMASZ WÓJCIK ps. TARZAN
partyzant NSZ, NOW, AK
Urodził się w 1908 r. w Zawichoście nad Wisłą k. Sandomierza.
Zmarł tragicznie 8 lipca 1951 r. w Chicago w USA.
Służbę wojskową odbywał w 2 Pułku Ułanów Grochowskich w Suwałkach, który to pułk zakończył swój szlak bojowy w czasie II wojny światowej bitwą pod Kockiem w dniach 2 - 6 października 1939 r. w składzie samodzielnej grupy Operacyjnej "Polesie" pod dowództwem gen.Kleeberga. Brak informacji na temat szlaku bojowego samego wachmistrza Tomasza Wójcika i czy walczył do końca aż pod Kockiem.
Tomasz Wójcik był kawalerzystą w stopniu wachmistrza ( sierżanta).Przed II wojną brał udział w zawodach hipicznych w Belgii, był objeżdżaczem koni w kadrze olimpijskiej.Patronką 2 Pułku ułanów Grochowskich była Matka Boska Częstochowska stąd noszony stale na mundurze ryngraf z jej podobizną również w czasie partyzantki.
Po kampanii wrześniowej 1939 r.wrócił do matki do Zawichostu, założył gręplarnię( obróbka wełny). Był zatrudniony oficjalnie w majątku Sobótka k. Sandomierza jako karbowy, którego właścicielem był ziemianin Karol Wickenhagen, rotmistrz kawalerii, żołnierz AK, który czasie akcji "Burza" był dowódcą szwadronu zwiadowczego w 2 Dywizji Piechoty AK. W jego majątku działała zakonspirowana Szkoła Podchorążych co pozwoliło odtworzyć I Pułk Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego, jako oddział spieszony, który walczył w Powstaniu Warszawskim, w Puszczy Kampinowskej. Karbowy z Sobótki czyli wachmistrz Tomasz Wójcik był jednocześnie, ale chyba przede wszystkim,dowódcą jednego z oddziałów powstającego I Pułku Szwoleżerów.
Na wiosnę 1943 r. wachmistrz Tomasz Wójcik kontaktuje się z chorążym "Krukiem"z AK z Warszawy, który zorganizował w rejonie Ożarowa k. Ćmielowa tzw. Batalion śmierci. Następnie przechodzi do oddziału "Toma" a po rozstaniu z nim organizuje samodzielny oddział,który liczył wówczas ponad 30 partyzantów, w tym kilku kawalerzystów.
Wachmistrz Tomasz Wójcik przyjął partyzancki pseudonim "Tarzan" od imienia swojego ulubionego konia. Odział był nieźle uzbrojony a dowódcę "Tarzana" ponosiła ułańska fantazja. A tak wspominał swego "profesora" w partyzanckim rzemiośle jego uczeń na Wykusie BCHowiec Mieczysław Kazimierski "Orkan":
" Czas wreszcie wspomnieć i samego "komendanta zwiadu" - jak popularnie nazywali "Tarzana" jego podkomendni. Wysoki, górujący wzrostem nad wszystkimi, bardzo szczupły, spokojny, ubrany od stóp do głów w polskie umundurowanie, obwieszony polskimi granatami obronnymi, z nieodłącznym niemieckim pistoletem maszynowym typu schmeisser w ręku. Przy pasie pistolet, na piersiach lornetka i ryngraf Matki boskiej Częstochowskiej. Nie przepadał za alkoholem, ale lubił go zawsze mieć w manierce " na wielkie okazje" - jak mawiał. Dbający o swych podwładnych, koleżeński, wyrozumiały i bezpośredni. Były podoficer kawalerii polskiej".
Na innej stronie książki "Leśna Brać" M.Kazimierskiego czytamy: "...Pod osłoną posterunków pokładliśmy się spać. Rano - skromne śniadanie. Kapral "Mucha" z kapralem "Żbikiem" zaczęli się nawet kręcić za jakąś półlitrówką samogonu, ale nic z tego nie wyszło.W obecności "Tarzana" obawiali sie jawnie popijać, gdyż komendant tego nie lubił. Gdyby na jego miejscu był wachmistrz "Dubiecki" - to co innego. Ten pewnie przymknąłby oko na takie wykroczenie"
Oddział miał za sobą wiele śmiałych i odważnych akcji sabotazowych balansując na granicy życia i smierci.Był bezwzględny dla bandziorów i szpicli, których w czasie wojny było nie mało.Zaczęły o nim krążyć legendy a dowódcę zwano " Królem Zawichostu". Miał odwagę na przykład podjechać bryczką w biały dzień i ostrzelać posterunek policji w rodzinnym Zawichoście, zabił również w biały dzien bandziora Smoka, który uciekł z więzienia w Sandomierzu co to przedtem kradł, rabował i znęcał się nad ludźmi. Podobnie zrobili to partyzanci z jego oddziału z wójtem z Dwikóz k. Sandomierza, który wysługiwał się Niemcom.
A tak wspominał ułańską fantazję "Tarzana" jego uczeń z Wykusu z jesieni 1943 r. Mieczysław Kazimierski "Prymus", "Orkan":
"...Dowództwo nad oddziałem objął podchorąży "Sylwester", a mnie "Tarzan" zabrał do Zawichosta, gdzie miał załatwić jakąś pilna sprawę rodzinną.Wyjechalismy konno i w pełnym uzbrojeniu w biały dzień. "Tarzan" prowadził nie znanymi mi ściezkami i polnymi dróżkami. Wiekszość trasy przebywalismy galopem, a ponieważ konie mielismy dobre, droga ubywała nam nadzwyczaj szybko. Tuż pod Zawichostem pozostawiliśmy konie w stojącym na uboczu zabudowaniu, a dalej poszliśmy pieszo.
Podziwiałem iście kawaleryjską fantazję "Tarzana". W biały dzień, w rogatywkach, pelerynach i z bronią udawać się do miasta?Ustaliliśmy tylko, że będziemy się posuwać jeden od drugiego w odległości około 50 kroków, wzajemnie się ubezpieczając.
Dom, do którego zmierzaliśmy, znajdował się na skraju Zawichosta. Oczywiście było rzeczą niemożliwą, by nas nie zauważono. Wszędzie kręcili sie ludzie. Przebywaliśmy tam około trzech godzin i przyznam się, że cały ten czas nerwy miałem naciągnięte jak struny. Ale nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło.
W drodze powrotnej natknęliśmy się u wyjścia z miasta na starszego policjanta granatowego. To niespodziewane spotkanie tak go przeraziło, że początkowo nie wiedział, jak ma się zachować. Najpierw stanął jak wryty, a następnie ruszył biegiem w stronę miasta. My uczyniliśmy to samo, ale w przeciwnym kierunku - do naszych koni. Po kilku minutach biegu siedzieliśmy już w siodłach i galopem opuszczaliśmy zagrożony teren."
Wachmistrz" Tarzan" był początkowo przynależny do NSZ (Narodowe Siły Zbrojne), NOW ( Narodowe Oddziały Wyzwoleńcze, tak to wynika z napisu na pomniku z zamachu na trasie Ożarów-Ćmielów) oraz do AK ( Armii Krajowej).
W ramach scalania róznych oddziałów "Tarzan" otrzymuje rozkaz od Komendanta Obwodu AK Sandomierz "Czarnego"za pośrednictwem właściciela majątku Sobótka "Poboga" dołączenia do Zgrupowania AK "Ponurego". "Tarzan" rozkaz wykonuje i udaje się na Wykus, miejsce obozowania "Ponurego" - Jana Piwnika.
Wachmistrz Tomasz Wójcik "Tarzan" wzmocnił w II połowie sierpnia 1943 r. zgrupowanie "Ponurego". źródło:"Ponury major Jan Piwnik 1912 - 1944 autor: Cezary Chlebowski
W drodze na Wykus na trasie Ożarów - Ćmielów 25 sierpnia 1943 r."Tarzan"
otrzymuje wiadomość o zamiarze przewiezienia do więzienia w Ostrowcu Św. 14 Polaków aresztowanych przez niemieckie gestapo w Ożarowie. W związku z tym urządza zasadzkę w celu ich odbicia. Jednak okazało się, że Niemcy zmienili plany i transport odbył się inną drogą i to w dodatku do więzienia w Opatowie.Los jednak im sprzyjał i za jakiś czas nadjechały dwa samochody osobowe z niemieckimi żołnierzami.
" Tarzan rozpoznaje przez lornetkę mundurowych Niemców.Przebrany za żandarma " Urwis" podnosi "lizak" i zatrzymuje samochody. Niemcy zorientowali się jednak, że to zasadzka. Kilku SS-manów zdążyło uskoczyć do rowu i otworzyć do partyzantów ogień."Tarzan" nie rezygnuje z walki. Widzi wśród Niemców generała i za wszelką cenę chce go dostać. Przeskakuje przez szosę. Niemcy dostawszy się w dwa ognie, są bezradni. Bronią jednak generała do upadłego. W końcu generał ginie od serii "Tarzana". Partyzanci zdobywają cztery mp, 8 pistoletów i ważne dokumenty. Okazało sie, że zabity generał to Kurt Renner"( ze wspomnień Leszka Popiela "Antoniewicza").
Na głazie upamiętniającym to wydarzenie czytamy:
W tym miejscu dn.25 sierpnia 1943 r.
oddział partyzancki N.O.W.
wachm."Tarzana" TOMASZA WÓJCIKA
podporządkowany
zgrupowaniom Armii Krajowej por."Ponurego"
zniszczył dwa niemieckie samochody
sztabowe likwidując ośmiu oficerów
i żołnierzy Wermachtu
w tym gen.por.Kurta Rennera
d-cę 184 zapasowej dywizji
TOMASZ WÓJCIK " TARZAN" był autorem zamachu na największego rangą oficerską Niemca przez polskie podziemie w czasie II wojny światowej.
CHWAŁA MU ZA TEN CZYN
ORAZ JEGO PARTYZANTOM!
Można powiedzieć,że był to nie zamierzony rewanż za masakrę jaką urządzili Niemcy w dn.6.09.1939 r. na wojskowy transport kolejowy w nieodległym Drygulcu, w którym zginęło 30 polskich żołnierzy( więcej w zakładce - II wojna światowa - Pomniki).
8 września 1943 r. "Tarzan" zameldował się " Ponuremu" na Wykusie
wraz ze swoim 30 osobowym oddziałem w zdobycznym mundurze niemieckiego generała.
Ułani "Tarzana" pod jego dowództwem tworzą zwiad konny Zgrupowania "Ponurego" a pozostali partyzanci z podchorążym "Dymszą" zostali wcieleni do Zgrupowania nr 1(dowódcą był cichociemny ppor."Nurt" Eugeniusz Kaszyński) a ich dowódcą zostaje przebywający u "Nurta" bez funkcji ppor."Krótki"(Józef Kempiński). Wszystkie małe i większe akcje mają charakter dywersyjny albo mają na celu zdobycie broni, amunicji i koni potrzebnych do zwiadu. Oddział "Tarzana" przeżył razem z innymi partyzntami wielkie obławy niemieckie na Wykus tj. 16 IX i 28 X 1943 r.
A tak opisuje swoje spotkanie we wrześniu 1943 r. na Wykusie z oddziałem "Tarzana" Mieczysław Kazimierski "Prymus", "Orkan", który przybył tu aby uczyć się partyzantki w jednym z najlepszych oddziałów partyzanckich Kielecczyzny czyli do Zgrupowania "Ponurego":
"...Następnie zapoznałem się z końmi oddziałowymi,wiernymi współtowarzyszami żołnierza w jego doli i niedoli. Były tam konie różnej maści, różnego wieku i wzrostu. Z dużym zadowoleniem stwierdziłem, że większość z nich - to konie kawaleryjskie, skrzętnie przez "Tarzana" wyłuskane z różnych majątków rolnych na terenie powiatów sandomierskiego i opatowskiego, gdzie pozostały z czasów działań wojennych w 1939 roku.Skąd i jakim sposobem tam się znalazły - tego już nikt nie dociekał. Przy koniach spoczywały najprzeróżniejszego typu siodła, po większej części wojskowe, ale nie brakowało też i kilku sportowych. Dalej uzbrojenie: 3 erkaemy( red.ręczne karabiny maszynowe) polskie systemu browing, 3 pistolety automatyczne ( 1 schmeisser i 2 angielskie steny), kilka pistoletów krótkich różnych typów i kalibrów oraz kilkanaście karabinów i granatów.
Niewątpliwie, był to dobrze uzbrojony i zaopatrzony oddziałek, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że nie liczył on wtedy więcej ponad 20 osób. Takiego uzbrojenia żadna jednostka w naszej polskiej armii nie miała, a nawet śmiem wątpić, czy było wiele oddziałów niemieckich takich, aby jedna sztuka broni maszynowej wypadała na czterech żołnierzy. Ale nic w tym specjalnie dziwnego w ówczesnych warunkach walki, a do tego był to zwiad - oczko w głowie dowódcy".
|
|
Marsz oddziału Tomasza Wójcika "Tarzana". źródło:Leśna Brać- M. Kazimierskiego |
Mieczysław Kazimierski "Prymus" na czele zwiadu konnego składa raport "Tarzanowi"
źródło: Leśna Brać - M. Kazimierskiego
"
źródło:Jodła - Wojciech Borzobohaty
2 stycznia 1944 r. po odwołaniu cichociemnego por."Ponurego"Jana Piwnika ze stanowiska dowódcy Zgrupowań Partyzanckich "Ponury", dowódcą Zgrupowań został por. CC"Nurt" Eugeniusz Kaszyński.
"Tarzan" przebywa pod bronią wraz ze swoim oddziałem w okresie zimy 1943/44 na tzw. melinach w rejonie Ożarowa( k.Ćmielowa) natomiast Wielkanoc 1944 r. spędza we Wronowie a pod koniec kwietnia wraz z całem batalionem "Nurta" przerzuca się w rejon Staszowa do wsi Strzegom.W czerwcu "wędrują" po sandomierskim. W Biskupicach, w czerwcu 1944 r., odczytano partyzantom rozkaz o bohaterskiej śmierci ich niedawnego dowódcy Zgrupowania por.CC Jana Piwnika "Ponurego" 16 czerwca 1944 r. w Jewłaszach na Litwie.
Masakra na Woli Grójeckiej.
Dalej przez wieś Podole k.Opatowa udali się w kierunku Bodzechowa, gdzie mieli wysadzić w powietrze niemiecki transport kolejowy udający się na front z amunicją z największej fabryki w Skarżysku.Ponieważ transport został zatrzymany w Ostrowcu Św. więc oddział "Tarzana" 6.07.1944 r. zatrzymał się na spoczynek we wsi Wola Grójecka k.Ćmielowa starając się znaleźć coś do zjedzenia.
Następnego dnia w piątek 7 lipca 1944 r.po zjedzeniu śniadania byli w gotowości bojowej, natomiast dowódca "Tarzan"Tomasz Wójcik wraz z "Krótkim"Józefem Kempińskim, "Mrukiem"Konradem Suwalskim udali się do sąsiedniej wsi Brzustowa do Kwietnia. Wg innych źródeł udali się do Ćmielowa.
Około godz. 17.30 oddział został znienacka zaatakowany przez przeważające siły niemieckie w liczbie ponad 120 żołnierzyprzywiezionych 4 ciężarówkami z Osrowca Św. Zaskoczeni partyzanci w popłochu broniąc się zaciekle nie mieli szans na skuteczną obronę.
W wyniku nierównej walki śmierć poniosło 37 partyzantów( wg wykazu znajdującego się na pomniku w miejscu tragedii w Woli Grójeckiej - 27 partyzantów wymieniono z imienia, nazwiska, pseudonimu i 10 jako NN), czterem udało się zbiec w kierunku Lipowej do klasztoru Sióstr Szarytek, które ich opatrzyły. Rozpaczliwe wysiłki "Tarzana", który próbował podjąć nierówną walkę spełzły na niczym
( więcej o masakrze w Woli Grójeckiej przeczytacie poniżej,za nniejszym artykułem o "Tarzanie").
"Tarzan","Krótki","Mruk" udali się następnie do Kaliszan. "Tarzan"na Wykus dociera dopiero pod koniec lipca 1944 r. zdając "Nurtowi" raport z przebiegu akcji.
"...Wrócił do batalionu w końcu lipca. W wysuszonym mężczyźnie o ściągniętej twarzy i z obłędem w oczach ledwo rozpoznali wesołego "Tarzana". Przyszedł się odmeldować, gdyż chciał iść mścić swoich zołnierzy. Twierdził, że wie kto ich sypnął. Uległ jednak perswazji "Nurta" i poszedł z nimi na koncentrację, a nastepnie na Warszawę, zemstę odkładając na potem.I teraz co noc siedzi bez ruchu i przywołuje przed oczy swoich trzydziestu dwóch poległych".( źródło:C. Chlebowski - Reportaż z tamtych dni).
Wachmistrz "Tarzan" zostaje przeniesiony do kompanii Mariana Świderskiego "Dzika" a dowództwo zwiadu konnego obejmuje "Bogoria" Stanisław Skotnicki. Przez kilka następnych miesięcy " Komendant bez wojska" pozostaje w odrętwieniu, cichy i małomówny.
"Tarzan" nie odszedł w 1944 r. z powrotem do NSZ ale pozostał w Armii Krajowej , poszedł na odsiecz walczącej w powstaniu Warszawie i był w niej do końca, do demobilizacji oddziałów 2 Dywizji Piechoty Legionów.
W słabej kondycji psychicznej wachmistrz "Tarzan" doczekuje wojny.
W marcu 1945 r. umiera jego matka, jednak w obawie przed aresztowaniem przez UB(Urząd Bezpieczeństwa - komunistyczny) na cmentarzu w Zawichoście i ewentualną masakrą niewinnych ludzi rezygnuje z uczestnictwa w pogrzebie matki.
Ucieka do Gdańska Wrzeszcza ze swoim podwładnym"Zduńczykiem" Tadeuszem Kosickim, gdzie mieli "rąbnąć" ubeka "Złotko" z Sandomierza. Planował uciec do USA albo Szwecji statkiem, który przywoził dary UNRRY, potrzebne było 20 dolarów aby dostać się na statek.Pomagali im zakonnicy Dominikanie u których zamieszkali, handlowali na Targu Drzewnym czym się dało.Pewnego dnia sandomierskie ubeki rozpoznały "Tarzana", byli spaleni."Zduńczyk" wrócił w kieleckie a "Tarzan" jako kolejarz udał się do Kłodzka a potem z pomocą "Bogorii"(Stanisław Skotnicki) został przerzucony na Zachód do NRF(Niemieckiej Republiki Federalnej - kraju swoich niedawnych prześladowców) do strefy amerykańskiej, otrzymując sorty mundurowe amerykańskiej żandarmerii wojskowej MP, broń.Z grupą partyzantów od "Bohuna"(Antoni Żółtak) pilnował hitlerowców oczekujących w więzieniu na sąd nad nimi.W NRF z grupą z powstania warszawskiego daje się we znaki niedawnym gnębicielom Polaków, najgorsi z nich giną w tajemniczych okolicznościach. "Tarzan" rozbija więzienie w Niemczech i uwalnia ludzi katowanych przez służby specjalne i musi niestety stamtąd uciekać.
Wyjeżdża do USA do swojej ciotki.
W końcu próbuje zacząć normalnie żyć - nie ukrywać się, nie uciekać, mieć swój kąt, swoją rodzinę.Zatrudnia się w firmie samochodowej, dorobił się domu, samochodu. Nigdy jednak nie zapomina o swojej partyzanckiej przeszłości - nosi stale znaczek Polski Walczącej oraz ryngraf Matki Boskiej Częstochowskiej, który podobno ofiarował swojej tajemniczej "narzeczonej". Wszystko wskazywało na to, że zaczął normalnie żyć. Niestety nie było mu to dane!
W czasie wycieczki samochodowej wzdłuż rzeki w towarzystwie dużo młodszej dziewczyny jest śledzony przez podążającą za nim czarną limuzynę. Zatrzymuje się aby wyjaśnić o co chodzi. Z limuzyny wysiada dwóch ludzi, jeden ze zwiniętą gazetą."Strzelająca gazeta" trafia go śmiertelnie w czoło, osuwa sie i wpada do rzeki.O napadzie i śmierci "Tarzana" robi się głośno w środowisku kombatanckim i Polonii. W wyniku procesu sądowego uznano, że było to samobójstwo z miłości, opierając się tylko na zeznaniach tajemniczej "narzeczonej", która wkrótce zniknęła.Pochowano "Tarzana" jako samobójcę w worku pod płotem.
W książce Cezarego Chlebowskiego pt. Reportaż z tamtych dni " jest podana inna wersja śmierci "Tarzana"Tomasza Wójcika, który miał zginąć ugodzony nożem w brzuch w czasie kąpieli w jeziorze Michigan pod Chicago.
Zginął prawie w 7 rocznicę śmierci ( bez jednego dnia) swoich żołnierzy.
Czy była to data przypadkowa czy była specjalnie wybrana przez zabójcę?
A może jego zabójcą był denuncjator z Woli Grójeckiej , wszak "Tarzan" przysiągł zemstę i twierdził, że zna tego donosiciela !
Zginął tragicznie 8 lipca 1951 r. w Chicago w USA.
W rodzinnym Zawichoście na cmentarzu przy głównej alejce znajduje się grobowiec rodziny Wójcików a na nim nieduże zdjęcie "Tarzana" człowieka,który wziął pseudonim od imienia swojego ulubionego konia.
Bitwa na Woli Grójeckiej 7 lipca 1944 r.
_
3 lipiec 1944 r.Odział konny "Tarzana" na 3 dni przed bojem na Woli Grójeckiej( źródło: Reportaż z tamtych dni - Cezary Chlebowski)
- Wspomina ppor.Leszek Popiel "Antoniewicz" - adiutant "Ponurego i "Nurta"
zmarły tragicznie 25 VII 1963 r. we Wrocławiu, nie był uczestnikiem bitwy a więc przedstawione informacje prawdopodobnie posiadał od samego "Tarzana",który zdał raport "Nurtowi" z przebiegu bitwy ( wspomnienia te zawarte są w książce pt.Kolumna Bociana autorstwa Ryszarda Miernika):
"...5 lipca wieczorem "Tarzan" meldował z Podola, że akcja zostanie wykonana w rejonie Ćmielowa w nocy z 6 na 7 lipca. 6 lipca opuścił Podole i zajął Wolę Grójecką, położoną na południowy zachód od Ćmielowa. Po wystawieniu we wsi posterunku obserwacyjnego oraz ubezpieczenia udał się w towarzystwie "Krótkiego" do Ćmielowa, w celu przygotowania akcji z dowódcą miejscowej placówki.
Okazało się jednak, że pociąg został zatrzymany w Ostrowcu i przez Ćmielów będzie przejeżdżać dopiero następnego dnia (red.- czyli 8 lipca). W związku z tym "Tarzan" wrócił do oddziału i zgodnie z rozkazem "Nurta", zarządził przygotowania do wymarszu w Góry Świętokrzyskie.
Zapowiedziany marsz powrotny wywołał rozczarowanie. Ppor."Krótki" oraz chor."Komar" i "Sylwester" proponowali poczekać jeszcze dzień. Następnego dnia 7 lipca "Tarzan" przekazał dowódctwo oddziału pchor. Zygmuntowi Dudkowi "Czarnemu"(red.- czyli swemu zastępcy) z rozkazem trzymania ludzi w pogotowiu. Przypomniał, że w razie pojawienia się we wsi obcych przybyszy należy ich zatrzymać. Po wydaniu tych dyspozycji udał się w towarzystwie "Krótkiego","Mruka" i dowódcy placówki z Ćmielowa ponownie w teren, w celu przygotowania akcji.
Wolę Grójecką położoną jakby w jarze, otaczają wzniesienia. Na jednym z nich przesłaniającym wieś od strony Ćmielowa, stał wiatrak, pozwalający na daleki wgląd w teren. Przy wiatraku, nad biegnącą w wąwozie drogą do Ćmielowa, wystawiono posterunek obserwacyjny. Po południu jednak pchor."Czarny", wychodząc z założenia, że zagrożenie minęło zdjął posterunek.
Po południu wyszedł z Woli Grójeckiej do Brzustowej strzelec Stanisław Kryj, żeby odwiedzić rodzinę.Wdrapawszy się na wzgórze zamarł z przerażenia. Wieś otaczali półkolem żandarmi."Marcin" ruszył biegiem z powrotem do wsi krzycząc z daleka: - Niemcy !
Była godz. 17.30. Zaalarmowani dowódcy sekcji i druzyn rzucili się do swoich z rozkazem najszybszego wyjścia poza wieś. Kierunek wskazał pchor. "Czarny".Trwające od rana pogotowie sprawiło, że w ciągu paru minut odddział piął się pod górę przez zachodni skraj wsi.
W tym czasie Niemcy zdążyli zająć dogodne stanowiska i otworzyć ogień z broni maszynowej. Serie niemieckie siały spustoszenie w szeregach partyzantów, mieszając ich szyki. z próby przebicia nikt jednak nie zrezygnował. Gęsto się ostrzeliwując, po mimo ponoszonych strat, zbliżali się do stanowisk niemieckich. Przerwę w pierścieniu zdołał sobie wyrąbać tylko pchor. "Czarny" z garstką żołnierzy. wśród nich znajdowali się: najmłodszy partyzant 16 letni ułan Tadeusz Kosicki "Zduńczyk" oraz partyzanci z byłego zgrupowania "Robota": "Ciapek", "Franuś" i "Cichy"( Zygmunt Mauer,Stanisław Cena i Stefan Biskup). Grupce tej udało się zlikwidować niemiecki cekaem oraz jak się później okazało - dowódcę obławy.Został wówczas ranny w rękę ułan "Zduńczyk". Już po przerwaniu się z okrążenia, wspomniana garstka żołnierzy zostaje ostrzelana z flanki. Pada śmiertelnie ranny pchor. "Czarny", lekko ranny zostaje strz. "Ciapek". Uratowało się tylko czterech( dodajmy z tej grupy). Czołgając się pasmem kończyny, niedostrzeżeni przez Niemców przedostali się ostatkiem sił przez wieś Podole do Lipowej, gdzie miejscowe zakonnice udzieliły im pierwszej pomocy. Pozostali padli w walce. Kilku cięzko rannych pozbawiło się życia..."
..." "Tarzan" był w tym czasie w drodze do oddziału. Na odgłos pierwszych strzałów wyprzągł z bryczki konia i na oklep pojechał w kierunku wsi. Miotając się z rozpaczy oddał parę serii w kierunku Niemców, a ochłonawszy nieco pogalopował do sąsiedniej wsi z zamiarem zorganizowania odsieczy. Ochotników jednak znalazł mało.
"...Żandarmeria rozgłosiła wiadomość, że walka w Woli Grójeckiej nastąpiła w wyniku pomyłki, polegającej na przejęciu przez nich informacji, iż we wsi kwateruje oddział komunistyczny. Uzupełnieniem tego chwytu propagandowego było udzielenie zezwolenia na pochowanie poległych..."
A teraz przedstawiamy Państwu relację z rozmowy Ryszarda Miernika, autora książki pt..Kolumna Bociana z najmłodszym uczestnikiem bitwy na Woli Grójeckiej,
- Tadeuszem Kosickim ps. Zduńczyk ( ur. w 1927 r. w Zduńskiej Woli, stąd pseudonim)
mającym wtedy zaledwie 17 lat, z jednym z nielicznych , którzy przeżyli to piekło :
...I tak siedząc w kuchni przy piecu, krążymy po znanym nam i ciągle odkrywanym na nowo terenie: po Trójcy, Górach Wysokich, Wykusie, by znów wrócić do Woli Grójeckiej i tamtego tragicznego 7 lipca 1944 r., kiedy "Tarzan" z "Mrukiem" i "Krótkim" udał się po raz drugi do Ćmielowa, żeby omówić akcję na pociąg, a pozostawiony we wsi oddział, miał się mieć na baczności.
Tadeusz mówi, że z tym wiatrakiem w polu i przebywającą pod nim czujką,( cała drużyna z Materkiem - "Komarem"), to było tak, że mieli tam przebywać do godziny pierwszej, następnie zejść do oddziału na kwatery i tak zrobili, że z tym donosem, czy powiadomienie Niemców, o tym, że we wsi przebywają partyzanci, to prawda, tylko kto doniósł ? Kobieta, czy ten który miał list wysłać ?
Po przejęciu komendy nad oddziałem przez "Nurta" przez jakiś czas, w czerwcu, wędrowali po sandomierskim i są to sprawy znane i opisane. W Biskupicach, po odczytanym rozkazie o bohaterskiej śmierci "Ponurego" i zdaniu koni, wyruszyli marszem ubezpieczonym przez Podole,( gdzie "Tarzan" zgodził się na przyłączenie do nich rzekomego "akowca") w kierunku Bodzechowa, przez który miał przejechać pociąg z amunicją. Ponieważ został zatrzymany w Ostrowcu więc 6 lipca zajęli trzy zabudowania na skraju Woli Grójeckiej, starając się znaleźć we wsi coś do zjedzenia (red.- wg relacji Mariana Świderskiego "Dzika" były to cztery gospodarstwa - Stanisława Sternika, Franciszka Bajerczaka, Stanisława Niedbały,Pawła Bajerczaka).
Następnego dnia, 7 lipca rano, zjedli śniadanie na podwórku pod stodołą, czekając na rozkazy dowódcy. W tym drugim dniu "Tarzan", przed kolejnym wyjazdem do Ćmielowa, powtórzył żeby mieli się na baczności, gdyż pociąg może w każdej chwili nadjechać, a gdyby, co nie daj Bóg zdarzyło się coś, to powinni opuścić wieś i podjąć walkę w polu. Jakby przeczuwał.Materkowie pochodzący z Michniowa, dobrze wiedzieli, czym walka we wsi mogłaby się skończyc. Podobnego zdania był podchorąży Dudek - "Czarny", doświadczony i zdyscyplinowany oficer.
Piątek był upalny i zapowiadał się spokojnie, tym bardziej, że człowiek z ćmielowskiej placówki, przyrzekł dodatkową ochronę. W południe, koło pierwszej, zeszła drużyna "Komara", z wiatraka, ze stodoły zdjęto karabin maszynowy, gdyż nie szło wysiedzieć pod rozgrzanym dachem. Czterech ludzi kręciło się przy obiedzie, po którym Kryj - "Marcin" wybrał się do rodziny do Brzustowej i dzięki niemu, Niemcy nie zaskoczyli oddziału. Po pierwszych stzałach, Dudek "Czarny" starał się wyprowadzic wszystkich z zabudowań w pole i zorganizować obronę. Zdążyłem jeszcze - mówi Tadeusz - wrzucić mundur "Tarzana" pod łóżko i siodło do kurnika. W tym czasie bój zaczął się na dobre. Strzelali wszyscy. Dudek wydawał rozkazy: Czołgać się! W pole ! Ognia ! Sam pociągał seriami po Niemcach. Ponieważ miałem tylko karabin, więc wzięto mnie jako podpórkę dla bergmana. Strzelali z moich ramion "Lew","Olszyna", "Dąbek". Jak się ten zsunął po moich plecach, wtedy "Komar" rąbał z tego bergmana na stojąco, bo lepiej widział Niemców pochowanych w zbożu. Otrzymał serię w piersi, Dudek w prawą nogę, mnie pocisk dziabnął w lewą rękę. Dudek wezwał do mnie "Orła", który był sanitariuszem. Sam rzucił granat w Niemców. Pierdolnęło. Szwaby prócz cekaemu mieli granatnik. Wokół nas zaczęły następować wybuchy. Wyrwana ziemia spadała nam na głowy. Po kolejnym wybuchu Dudek przewrócił się.Leżąc próbował wydostać ze spodni opatrunek. Z piersi bluzgała krew.Podczołgałem się do niego próbując założyć mu bandaż. Nagle "Czarny" usiadł, potrząsnęło nim, zesztywniał i opadł na plecy.Chciałem zdjąć z niego pistolet, który miał na rzemieniu, ale "Ciapciak" krzyknął:
Zostaw i tak zginiemy!
Uratowała nas bruzda i koniczyna. Czołgaliśmy się a nad nami tylko kule bzykały, cięły kłóski, wbijały się w ziemię. Czołgałem sie na prawej i lewej ręce. Rana oblepiła się ziemią, karabin ciągnąłem, pot zalewał mi oczy,gardło miałem jak z drewna. Kiedy wzniesienie mieliśmy już za sobą, a we wsi strzelanie ustało, zdjelismy buty. W jakimś gospodarstwie, kobieta z dziećmi siedziała pod żłobem, chłop dał nam napić się mleka. Dalej jacyś "partyzanci" nas ostrzelali. "Ciapciak" gdzieś się zapodział. Położyłem się w dołku. Nade mną rósł owies, w górze stało jasne niebo, po zakrwawionej ręce łaziły muchy.
Czekałem spokojnie na śmierć, żeby przysłoniła mi oczy. Nie bałem się, byłem obojętny na wszystko. Zemdlałem. Gdy się przebudziłem była szarówka. Znów się podniosłem i szłem dalej nie wiedząc dokąd i czy dojdę. W Podolu jakiś chłop przeprowadził mnie między stawami i uciekł. Byłem blisko Lipowej. Gdy znalazłem się za bramą i zobaczyłem kobietę z wiadrem, znów zemdlałem. W tym dworze zajęły się mną siostry szarytki. Jedna była jak anioł, poszła do powstania w Warszawie, jako sanitariuszka. W Lipowej , oprócz mnie było jeszcze dwóch rannych.Fornale ukryli nas w stodole, pod koniczyną, przy deskach, żeby było czym oddychać. Tyle co nas schowali przyjechali żandarmi, pytając siostry o partyzantów. Siostry wyparły się, umiały dobrze po niemiecku. Żandarmi chcieli robić rewizję, przejrzeć stodoły i obory. Siostry zrobiły im kolację, dały wódkę, papierosy.Dowódca uwierzył im , że partyzantów nie ma i odjechali.Dworscy odkopali nas wtedy z koniczyny i zaprowadzili polami do Ptkanowa na plebanię do księdza. Tam siostry zrobiły nam następny opatrunek. Nad ranem został przywieziony "Cichy", ranny w łokieć. Ksiądz przebrał go za furmana i pojechał z nim do szpitala w Opatowie. Po badaniach wrócili na plebanię.
Z Ptkanowa chłopcy zabrali mnie do Kaliszan,do majątku w którym przebywał "Tarzan". "Krótki", "Mruk", i tych 4ch co się uchowało w Woli i Józek Sokół, który był u rodziców. Stamtąd siostry zawiozły z kolei mnie do szpitala w Opatowie. Chirurg szpitala z Poznańskiego współpracował z partyzantami, nazywał się Krauze. Pojechalismy do jego mieszkania. Żona wezwała go przez telefon. Przyszedł i powiedział co mam mówić Niemcom, że poganiałem konie przy kieracie i złamałem rękę.Powiedział też siostrom, że rękę trzeba obciąć ale się nie zgodziły.Szlachetny człowiek pomagał jak mógł partyzantom. Przebywając w Lipowej zacząłem kojarzyć fakty i wciąż mi wychodziło, że jednak ktoś nas zdradził.
"Tarzan" obciążał o zdradę tego od listu, żałując że go nie sprawdził. Podejrzeniami o donos obwinia się także jakąś kobietę.Mówiło się nawet, że "Tarzan"zostanie oddany pod sąd, ale 1 sierpnia wybuchło powstanie w Warszawie i najważniejsza stała się "Burza" ".
- Wspomina uczeń "Tarzana" do wiosny 1944 r. Mieczysław Kazimierski "Orkan"( BCh) w swojej książce pt."Leśna Brać":
"... Nie ma już wśród żyjących podchorążego "Sylwestra" - mojego najserdeczniejszego przyjaciela, nie ma podchorążego "Czarnego", wachmistrza "Dubieckiego", kaprala "Żbika", starszego strzelca "Kanarka" i wielu, wielu innych.
Starałem się za wszelką cenę dowiedzieć, jakie były przyczyny i przebieg katastrofy. Udało mi się uzyskać trochę informacji od naocznych prawie świadków, mieszkanców wioski.
Oddział wracając z akcji, nad samym ranem zakwaterował na Woli Grójeckiej. Po rozlokowaniu się i wyznaczeniu posterunków, wolni od służby, udali się na spoczynek, zjadłszy przedtem śniadanie. "Krótki" z "Tarzanem" wybrali się do Ćmielowa. Dowództwo na oddziałem objął wachmistrz "Dubiecki". Stwierdzono później, że przy śniadaniu partyzanci pili alkohol. Niektórzy byli dobrze podchmieleni. W takim stanie pokładli się spać. W czasie snu oddział został otoczony przez Niemców. Partyzanci nie byli zdolni się bronić. To była masakra a nie walka. Wszyscy padali w ogniu kul, nie mogąc przebiec nawet kilkunastu kroków od kwater. Nie było mowy o zajęciu dogodnego stanowiska do obrony.Niemcy ze zwierzęcą wściekłością mścili się, masakrując zabitych i torturując bestialsko rannych ".
Ofiary bitwy na Woli Grójeckiej dn.7 lipca 1944 r.
_ | |
Podchorąży " Czarny Pokier" - Zygmunt Dudek, zastępca " Tarzana"(z lewej) oraz wachmistrz "Dubiecki" - Edmund Rachubiński, szef oddziału "Tarzana" , obaj byli odpowiedzialni za oddział pod nieobecność "Tarzana", który udał się do Ćmielowa, obaj też zginęli na Woli G. Od prawej -pchor. "bogoria" - Stanisław Skotnicki, późniejszy dowódca zwiadu konnego I batolionu "Nurta" (źródło: Reportaż z tamtych dni - Cezary Chlebowski).
Różne źródła podają rozbieżną liczbę ofiar tej masakry, np. R.Materek w swojej książce pt.Kolumna Bociana pisze:
" W sumie w Woli Grójeckiej poległo 32 partyzantów, a uratowało się 12. Na akcję więc wyruszyło nie 36 partyzantów, jak podaje Leszek Popiel, lecz 44, albo więcej, gdyż "Tarzan" przygarnął po drodze kilka osób, między innymi Leona Onichimowskiego "Polana" i Henryka Sikorskiego "Marsa".
"... z całego oddziału 5 rannych Niemcy kazali przewieźć bez opatrywania ran do Ostrowca.Poza tym 4 partyzantów przygotowujących posiłek ukryło się we wsi, co zjadliwie odnotował Franciszek Korbiel z Ostrowca: " Jeden ukrył się w beczce po pierzach, drugi bez koszuli z dzieckiem na kolanach usiadł na małym stołeczku, trzeci założył sobie w stodole worek na głowę i schował się między workami, czwarty zebrał wiązkę siana i udawał, że idzie karmić bydło..." Do wymienionych należy dodać: "Tarzana", "Mruka" i "Krótkiego" przebywających w Ćmielowie."
Marian Świderski "Dzik" zaś wspomina również w/w książce:
"...W rezultacie przeprowadzonej przez Niemców masakry, na łące zostało zabitych 32 partyzantów. 5 rannych z nieopatrzonymi ranami zostało przewiezionych na wozie drabiniastym do Ostrowca. Widzieli to mieszkańcy Grójca i tych rannych później zwolniono. We wsi zostało czterech partyzantów żywych (red.- to Ci od posiłków). Za śmierć 32 partzantów ponoszą winę dowódcy, którzy zlekceważyli swoje obowiązki. Zdrajcą nie można nazwać żadnego z mieszkańców okolicznych wiosek, by ratować dowódców... "Tarzan" wrócił na Wykus dopiero w końcu lipca 1944 roku i wtedy zdał sprawozdanie "Nurtowi" z przebiegu akcji. Nie mógł się przyznać do popełnionych błędów za które czekała go kula. Po wojnie "Nurt" powtarzał wersję "Tarzana" a za nim inni..."
Wg relacji ocalałego z pogromu partyzanta "Polana" Leona Onichimowskego dowiadujemy się ,że:( źródło - C. Chlebowski - Reportaż z tamtych dni)
"...Osobną grupę do przedarcia przez obławę poprowadził pchor."Czarny Pokier". Było ich razem pięciu - poza "Czarnym" jeszcze "Poraj" - Aleksander Strzałkowski, świeżo przyjęty do "Nurta" strz. "Polan" - Leon Onichimowski. który nim tu przybył, półtora roku walczył na Polesiu w radzieckiej partyzantce, "Orzeł" - Ksawery Witkowski i jeszcze jeden chłopak pochodzący z Brzostowej.
Czołgali się w kartoflisku i wyszli - wprost na lufę cekaemu. Gdy "Czarny" poderwał się z granatem, skosiła go seria, pozostałą zaś czwórkę - rannych i ociekających krwią Niemcy popędzili pod lufami do wsi. Tu skrępowanych sznurami postawili pod mur i gdy wydawało się, że to już koniec, podjechał wóz z kpt. Kenigiem z żandarmerii ostrowieckiej i oficer kazał ich zawieźć do tamtejszego więzienia .
"Tarzan" tymczasem wracał w tym momencie z Ćmielowa bryczką do oddziału, gdy więc usłyszał odgłosy walki, wyprzągł konia i na oklep ruszył do Woli Grójeckiej. Z automatu ostrzeliwał Niemców od tyłu, potem popędził do śąsiedniej wsi (red.- prawdopodobnie chodziło o Grójec), chciał zebrać na odsiecz, ale nie znalazł chętnych.Powrócił więc na pobojowisko i gdy odjechali Niemcy, chodził wśród poległychszukając śladów życia. Jeden z nich - nim skonał powiedział mu, że Niemcy dostrzeliwując rannych mówili, że otrzymali wiadomość, iz tu kwateruje komunistyczna banda."
Co dalej stało się z czterema rannymi czytamy w przypisach w cytowanej książce w relacji tego samego "Polana" Leona Onichimowskiego:
"... ranni i nieopatrzeni partyzanci zostali przez dobę przetrzymywani w więzieniu, a nazajutrz przyprowadzono ich przed kpt.Keniga, który im oświadczył, że pozostają wypuszczeni, gdyż podlegają wymianie, w zamian za ujętych przez partyzantów AK Niemców. Uwolnionych, wzajemnie podtrzymujących sie czterech rannych żołnierzy przejeli łącznicy i doprowadzili do placówek, gdzie otoczono ich opieką medyczną".
Wg relacji nie świadka wydarzeń Mariana Świderskiego tych rannych partyzantów zawiezionych do Ostrowca było 5 , natomiast wg naocznego świadka "Polana" tych rannych było 4. W związku z tym jako bardziej wiarygodnym jest świadek "Polan" i poniżej przyjęliśmy, że rannych partyzantów przewiezionych do więzienia ( ewentualnie szpitala) było 4 i byli to:
- "Poraj" Aleksander Strzałkowski
- strzelec "Polan"Leon Onichimowski
- "Orzeł" Ksawery Witkowski
- NN(chłopak pochodzący z Brzostowej)
Natomiast na pomniku poświęconym tej tragedii wzniesionym na początku lipca 1989 r.na skraju Woli Grójeckiej, znajduje się wykaz poległych partyzantów - 27 jest wymienionych z imienia i nazwiska lub pseudonimu oraz 10 jako NN, a więc wynika z tego, że poległo ich 37 a nie 32 jak przedstawiali to w/w z książki pt. Kolumna Bociana.
Ponadto:
- 4 rannych partyzantów uciekło w kierunku Podola i Lipowej,
- 4 rannych zostało przewiezionych drabiniastym wozem do szpitala do Ostrowca Św. i następnie zwolnionych
- 4 uratowało się nie odnosząc ran, Ci od robienia jedzenia
- 1- Stanisław Kryj"Marcin", który zauważył Niemców
- 1 -Józef Sokół, który był u rodziców
- 3 oficerów "Tarzan", "Mruk", "Krótki", którzy nie brali udziału w walce bo byli w Ćmielowie(lub Brzustowej)
Polegli partyzanci zostali pochowani w dniu tragedii na Woli Grójeckiej na tzw. Sołtysówce, na górce, pod lasem - naprzeciwko obecnego pomnika. Na drugi dzień czyli 8 lipca lub 9 lipca 1944 r., po zgodzie Niemców na pochówek, przewieziono ciała wozami konnymi na cmentarz parafialny w Ćmielowie gdzie zostali pochowani w tzw. Kwaterze Partyzanckiej. Groby były dla każdego oddzielnie, jednak polegli nie byli pochowani w trumnach z wyjątkiem jednego, któremu o to postarała się rodzina. Pozostali byli poprzykrywani workami. Nie było w czasie pogrzebu żadnych tłumów czy manifestacji patriotycznej. Polacy bali się Niemców, że mogą w czasie pogrzebu otoczyć cmentarz i w najlepszym wypadku wywieźć ich na roboty przymusowe do Niemiec. Mieli jeszcze w pamięci podobny przypadek z czasów I wojny światowej, kiedy wykorzystali pogrzeb do aresztowań tym razem nasi sąsiedzi ze Wschodu czyli Rosjanie.
Wynika z tego, że oddział "Tarzana" w dniu 7 lipca 1944 r. liczył 54 partyzantów( 37 poległo a 17 uratowało się).
Może gdyby w tym tragicznym dniu partyzanci "Tarzana" i on sam przypomnieli sobie co mówił ich dowódca por.CC Jan Piwnik "Ponury" w czasie wieczornej odprawy na Wykusie jesienią 1943 r. nie doszłoby do tej tragedii a przynajmniej nie miała by tak dużych rozmiarów:
"...Kilka słów poświęcił także dyscyplinie żołnierza, zwracając uwagę na to, że dyscyplina to święta rzecz dla regularnego wojska, lecz stokroć ważniejsza dla oddziałów partyzanckich, które działając same i w niewielkiej sile, na świadomej dyscyplinie opierają swoje istnienie. Jakiekolwiek rozprzężenie w oddziale partyzanckim wcześniej czy później doprowadzi niechybnie do jego zguby. dlatego należy walczyć z przejawami nawet najmniejszego braku zdyscyplinowania ".( "Leśna Brać"-Mieczysław Kazimierski).
Abstrahując od donosu jaki miał miejsce, brak należytej dyscypliny w oddziale doprowadziło go do zguby.
Główne jego grzechy to:
- nie wykonanie rozkazu "Nurta" o nie przeciąganiu uderzenia na pociąg poza dzień 7 lipca
- zejście z wiatraka drużyny "Komara" wbrew rozkazowi i pozostawienie oddziału bez obserwacji pola.
Z dostępnej lektury książkowej nie można się niczego dowiedzieć na temat przygotowania do przejęcia lub wysadzenia tego niemieckiego pociągu z amunicją. Jeśli miało być to wysadzenie w powietrze to powinni zawczasu partyzanci podłożyć ładunki wybuchowe pod torami i powinni nimi w odpowiedniej ilości dysponować o czym nikt z cytowanych osób nie wspomina.
Jeśli miało to być przejęcie całego składu pociągu tak potrzebnej amunicji to zawczasu powinien być przygotowany transport i miejsca składowania tak dużych ilości amunicji no chyba z wyjątkiem pocisków artyleryjskich, czołgowych itp. jako nie przydatnych w walkach partyzanckich. Również na ten temat w cytowanych publikacjach niczego nie można się doszukać.
W momencie otrzymania informacji w Ćmielowie o ruszeniu pociągu z amunicją z Ostrowca w kierunku Ćmielowa i dalej Sandomierza należało jak najszybciej powiadomić oddział "Tarzana" stacjonujący w Woli Grójeckiej, poderwać oddział i jak najszybciej piechotą udać się na tory kolejowe, zająć pozycję do walki.Wydaje się dzisiaj, że byłoby to zadanie bardzo karkołomne aby zdążyć na czas i wysadzić pociąg lub go zająć. Mogła też być taka wersja,że "Tarzan" otrzyma wiadomość z kilkugodzinnym wyprzedzeniem i wtedy miał by czas na zajęcie pozycji wokół torów na wysokości Piasków Brzustowskich. Jednak wydaje się to mało prawdopodobne biorąc pod uwagę realia czasów wojny i dojść polskich agentów do niemieckich struktur zarządzających koleją?
Jak to miał faktycznie zaplanowane "Tarzan" w dalszym ciągu nie wiemy, mimo upływu 67 lat od tych tragicznych wydarzeń!
Niestety, splot niekorzystnych zdarzeń tych feralnych dni 6 i 7 lipca 1944 r. spowodował, że zamiast fajerwerków, uznania, odznaczeń, awansów pozostał smutek i groby na ćmielowskim cmentarzu i pamięć po wsze czasy o dzielnych partyzantach od "Tarzana".
CZEŚĆ I CHWAŁA
POLEGŁYM PARTYZANTOM
Poniżej przedstawiamy Państwu:
- pomnik wzniesiony w Woli Grójeckiej w 45 rocznicę tragedii ufundowany przez niżej wymienionych mieszkańców Woli Grójeckiej: Gustaw Hadyna,Roman Wąsik, Jan Bojarczyk,Bolesław Siemieniuch, Zdzisław Bajerczak,Paweł Bajerczak (projekt i wykonanie: artysta-rzeźbiarz Gustaw Hadyna z Woli Grójeckiej)
- pomnik i groby partyzantów na cmentarzu w Ćmielowie
Kliknij w zdjęcie aby go powiększyć
" Choć z dali wciąż mamy rodzinę i bliskich
My polscy żołnierze od Gór Świętokrzyskich
Lecz chciały niebiosa, by śmierć nam na wrzosach
Ścieliła kobierzec wolności.
Więc szumcie nam jodły piosenkę
Rodacy podajcie nam rękę !..
Wśród lasów wertepów
Na ostrzach bagnetów
Wolności nieśliśmy jutrzenkę!.."
"Tu spoczywają
niezłomni żołnierze Armii Krajowej
z oddziału "Tarzana" ze zgrupowania party-
zanckiego "Ponurego" pomordowani przez
Niemców w zasadzce na Woli Grójeckiej
dnia 7 lipca 1944 r. na skutek
denuncjacji
Cześć ich Pamięci !.."
Sprawa donosu (denuncjacji) mimo upływu 67 lat od tamtego czasu, wciąż wywołuje wiele emocji.
Wciąż ludzie zadają pytania:
- kto ?
- dlaczego?
- za pieniądze?
- dla idei?
Odpowiedzi może być wiele ! Prawdą jest, że Polskie Państwo Podziemne oprócz problemów ze zwykłym bandytyzmem, złodziejstwem zresztą tak samo jak to jest teraz już w XXI wieku(2011 r.) zmagało się z donosicielstwem Niemcom na swoich rodaków. Zamiast w tych tragicznych czasach być razem to ludzie działający w konspiracji ( partyzanci, nauczyciele, zwykli ludzie przechowujący np. Żydów) musieli bać się nie tylko Niemców ale również swoich najbliższych- sąsiadów, znajomych, rodziny i dlatego to było najgorsze - Niemiec był wrogiem znanym, umundurowanym, zdefiniowanym , natomiast Polak współpracujący z wrogiem był po stokroć groźniejszy! Niemal w każdym współczesnym filmie o II wojnie występuje zdrajca, konfident współpracujący z wrogiem nr 1 często dla marnych korzyści materialnych.
Polskie Państwo Podziemne z takimi ludźmi załatwiało się krótko, taką wykrytą osobę czekała wyłącznie śmierć. Takich wyroków smierci wykonano....Np. śmierć spotkała donosicielkę z Warszawy o pseudonimie "Janeczka" na którą to wyrok wykonano w Krzczonowicach.
W najbliższym otoczeniu "Ponurego"- był jego adiutantem, działał donosiciel "Motor" Jerzy Wojnowski, spotkała go zasłużona kara śmierci!
Donosiciel na oddział "Tarzana" Niemcom w czasie ich pobytu na Woli Grójeckiej został wykryty i ukarany, tak to przynajmniej wynika z przedstawionych poniżej wspomnień, które nie są do końca spójne i wiarygodne.
Istnieją różne poszlaki co do osób, które mogły donieść Niemcom na stacjonujący na Woli Grójeckiej oddział "Tarzana" o czym poniżej:
1.Wspominał Tadeusz Kosicki " Zduńczyk" - ocalały z masakry 17-letni partyzant w książce R.Miernika pt. Kolumna Bociana wyd. 1993 r.:
"Przebywając w Lipowej zacząłem kojarzyć fakty i wciąż mi wychodziło, że jednak ktoś nas zdradził. "Tarzan" obciążał o zdradę tego od listu, żałując, że go nie sprawdził.Podejrzeniami o donos obwinia się także jakąś kobietę".
Chodziło "Zduńczykowi" o przyłączenie w Podolu do oddziału mężczyzny, który podawał się za akowca. Nie został on dostatecznie sprawdzony przez "Tarzana" a mógł być przecież podstawionym szpiclem.
2.Wspominał Józef Nalewaj w książce R.Miernika pt. Kolumna Bociana wyd.1993 r.:
"Często ci ludzie z lasu przychodzili do chłopa, zabierali mu konia, krowę, mąkę albo ziemniaki i odchodzili. Pewnego razu przyszło dwóch do Stanisława Hadyny, ojca Gucia i zabrali mu rower, balonówkę. Wyprowadzili rower z szopy na podwórko i poszli w stronę Grójca. Hadyna pobiegł do sąsiadów, każdy złapał co miał, postrzelali, ten rower odebrali i wszystko niby się dobrze skończyło, ale później przyjechali Niemcy z blachami na piersiach, pytając kto we wsi strzelał. Sołtys odpowiedział im, że owszem, słyszał strzelaninę, że jakieś bandziory zabrały zięciowi rower i na tym się skończyło, ale ludzie zachodzili w głowę, skąd Niemcy o tym wiedzieli;kto im doniósł..."
Wynika z tego,że w tym wypadku donosiciel pochodził z Woli Grójeckiej lub z sąsiedniej wsi w której było słychać strzały?Z tych wspomnień nie wynika,czy ta kradzież roweru była przed czy po 7 lipca 1944 r.
W dalszym ciągu wspomnień Józefa Nalewaja czytamy:
"...W obozie w Rozenbergu przebywało sporo ludzi z Ćmielowa, z łapanek, i wywózek, z sierpnia 1944 r., a więc po tej masakrze partyzantów w Woli Grójeckiej. W tym czasie przebywał w Woli, Radke, wysiedlony z Poznańskiego. On często rozmawiał z Niemcami i kto wie, czy po tym boju nie uratował wsi od spalenia.Wywiezieni do Rozenbergu pracowali w fabryce produkującej holcgaz, który miał w samochodach zastąpić benzynę. Pracowali, byli ciągle przesłuchiwani i segregowani. Właśnie w tych segregacjach brała udział kobieta wskazująca Niemcom, kto był w partyzantce, a kto nie. Pewnego dnia powiedziała do Henia Bajerczaka (red.- był z Woli Grójeckiej), że mu życie darowała...Ta baba zadawała się w Grójcu z Niemcem, który był od budowy dróg. Kiedy Rosjanie znaleźli się nad Wisłą, ten Szwab zabrał ją ze sobą do Rozenbergu( red. - obecnie Różana Góra), a tam już inni wykorzystywali ją do rozpracowywania polskiego podziemia.
Skąd znała tylu ludzi z imienia i nazwiska z tego terenu? W Ćmielowie ludzie wiedzieli od dawna, że Grażyna Niemcom donosi.
Może tak było, może nie.W każdym razie to jej zachowanie w Rozenbergu..."
" Pan Józef Nalewaj słyszał, że po wojnie przyjechało do niej dwóch mężczyzn, odczytali jej wyrok śmierci i rozłupali w krzakach.Może to ona doniosła Niemcom na partyzantów przebywających w Woli?
Znane są przecież i inne zdarzenia. Z Ćmielowa pochodził Stanisław Podeszwa, pseudo "Zielonka", który uratował życie "Góralowi" Stefanowi Szymańskiemu z aelu (red. - więcej o nim, w artykule pt.Jak zostać komunistycznym generałem, znajdującym się na naszej stronie). "Góral" rozbroił posterunek żandarmerii w Ćmielowie.Po wojnie Szymański i "Zielonka" pracowali w "ube" w Kielcach. Tam "Zielonka" spotkał po przesłuchaniu swojego kolegę Suwalskiego(ps. Mruk, pochodzący z Ćmielowa,ppor. AK).Jak Suwalski poprosił "Zielonkę", żeby go zwolnił, bo jest niewinny, ten strzelił mu w plecy.Później ten "Zielonka" pracował znowu w Ćmielowie, w masarni geesu, nosił wodę i rozmawiał ze sobą, w końcu powiesił się. Bo tak to jest, jak człowiek ma coś na sumieniu, to się od tego nie uwolni...".
Jak wynika z tej relacji tajemniczą kobietą o której wspominał w pkt.1 "Zduńczyk" mogła być Grażyna z Grójca, o której w Ćmielowie ludzie wiedzieli od dawna , że donosi Niemcom( musiała zatem być znana również z nazwiska) i dziwne by było, że Polskie Państwo Podziemne nie wykonało wcześniej na niej wyroku śmierci!
3. Wspominała Jadwiga Wajsowa w książce R.Miernika pt. Kolumna Bociana wyd. 1993 r.:
Jadwiga Wajsowa pamięta, że w Ćmielowie i Grójcu były kobiety zadające się z Niemcami." Młodsza ( a więc była i starsza), namówiona albo przekupiona przez tych z Armii Ludowej, dała znać Szwabom w Ostrowcu, że w Woli Grójeckiej kwaterują partyzanci, a niektórzy jak Suwalski i Kwiecień, paradują nawet po Ćmielowie. Zaraz po tej masakrze w oddziale "Tarzana", ta donosicielka, obawiając się pewnie kary za to co zrobiła, zgłosiła się na wyjazd na roboty do Niemiec, do fabryki porcelany w Tetan w Saksonii. Właśnie do tego miasta Niemcy wysyłali ludzi z naszej "porcelany" z Ćmielowa.W jakiś czas później, do tej samej fabryki Niemcy wywieźli Władysławę Lekserową. Już tam na miejscu podszedł do niej jakiś mężczyzna i zapytał o koleżankę z Grójca. Chodziło mu o to, żeby mu pokazała, która to jest.Więc mu ją pokazała, jak szła z innymi do fabryki. I tyle, ale niedługo po tym, ta jej koleżanka została zabita albo zamordowana, a tego mężczyzny już więcej nie spotkała.Po wojnie jak Lekserowa wróciła do Ćmielowa, dowiedziała się jaki grzech jej koleżanka miała na sumieniu i dlaczego musiała zginąć. Chełpiła się nawet przed ludźmi, jakby chciała w ten sposób zmazać swoje randki z Niemcami, że to właśnie ona pokazała tę podwójną zdrajczynię.
Zna pani jej nazwisko?
- Znam, wszyscy je w Ćmielowie znają, ale czy warto o tym pisać, tyle jest osób godnych zapamiętania, zasługujących na szacunek...
A Władzia Lekserowa ciągle się dziwiła, jak to się stało, że ten mężczyzna wiedział skąd ona pochodzi, a nieznał tamtej, że musiała mu ją pokazać. Może gdyby znała jej tajemnicę, może by nie pokazała, ale i tak by się dowiedział, bo on po to został wysłany z Polski, żeby ten wyrok wykonać. Kto go wysłał tego nie wiedziała, jego nazwiska też nie znała.Może wrócił po wojnie do kraju, może zginął jak tylu innych.
Jedna z tajemnic wojny i okupacji, która nie oszczędzała nikogo. Ale Człowiekiem trzeba być zawsze i wszędzie, do końca..."
4. Wspominał Marian Świderski "Dzik"-dowódca "Tarzana" od sierpnia 1944 r.(w książce R. Miernika "Kolumna Bociana"):
- " Nadto Niemcy w dwa dni po tym "wypadku" . powtórnie jeszcze raz sprawdzali tożsamość pomordowanych, aby się upewnić, że nie ma oddziałów radzieckich w okolicy..."Donos" był ważny i potrzebny tylko dla "Tarzana", aby mógł ochronić swoją głowę przed "Nutrem" za popełnione głupstwo i to mu się częściowo udało..."
- " Za śmierć 32 partyzantów ponoszą winę dowódcy, którzy zlekcewazyli swoje obowiązki. Zdrajcą nie można nazwać żadnego z mieszkańców okolicznych wiosek, by ratować dowódców..."
"Tarzan" wrócił na Wykus dopiero w końcu lipca 1944 roku i wtedy zdał sprawozdanie "Nurtowi" z przebiegu akcji. Nie mógł się przyznać do popełnionych błędów za które czekała go kula. Po wojnie "Nurt" powtarzał wersję "Tarzana" a za nim inni..."
Reasumując sprawę donosu na Woli Grójeckiej 7 lipca 1944 r. nie wynika jednoznacznie, że zdrajca został rozpracowany i stracony. Józej Nalewaj słyszał,że Grażyna z Grójca została po wojnie zabita w Grójcu przez dwóch mężczyzn, natomiast Jadwiga Wajsowa słyszała o zabitej kobiecie z Grójca ale jeszcze podczas wojny na terenie Niemiec w Tetan, gdzie pracowała w fabryce porcelany.
W czasach głębokiej Komuny w 1956 r. rozpoczęto śledztwo w sprawie donosu na Woli Grójeckiej , jednak zostało ono umorzone. Nie będą przecież komuniści sami siebie ścigać a zrobili śledztwo prawdopodobnie w czasie krótkiej "odwilży demokracji" po śmierci Stalina i Bieruta i na początku rządów Gomułki.
Wydaje się więc, że brakuje jednoznacznych dowodów na zasłużoną śmierć zdrajcy 37 partyzantów z Woli Grójeckiej, którzy zginęli śmiercią bohaterską.
CZEŚĆ ICH PAMIĘCI
Uroczyste obchody kolejnych rocznic tragedii z 7 lipca 1944 r.
Od kilkunastu lat odbywają się każdego roku uroczystości upamiętniające tragedię partyzantów "Tarzana" na Woli Grójeckiej.
Uroczystości mają charakter patriotyczno - religijny odbywają się w niedzielę 7 lipca lub w pierwszą niedzielę po 7 lipca i przebiega w 3 częściach:
1.Odbywa się pod pomnikiem na Woli Grójeckiej
2.W kościele parafialnym w Ćmielowie odprawiana jest Msza Św. za pomordowanych partyzantów AK
3.Modlitwa i przemówienia patriotyczne nad grobami poległych partyzantów w Kwaterze Partyzanckiej na cmentarzu parafialnym w Ćmielowie.
Kliknij w zdjęcie aby go powiekszyć
1998 r. 12 lipiec. Cmentarz w Ćmielowie.Po zakończonej uroczystości przybyli rozchodzą się do domów.Drugi od lewej -por. Jan Pękalski ps. "Borowy", "Molenda".Fot.Krzysztof Granat
Opracował:
- ppor.rez. Krzysztof Granat, kanonier rez. Andrzej Granat 02-04/2011 r.
na podstawie książek:
- Jodła - Wojciech Borzobohaty
- Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie -Cezary Chlebowski
- U podnóża Gór Świętokrzyskich - Antoni Sułowski( dostępna na naszej stronie)
- Ponury Jan Piwnik 1912- 1944 - Cezary Chlebowski
- Kolumna Bociana - Ryszard Miernik
- Leśna Brać - Mieczysław Kazimierski
- Reportaż z tamtych dni - Cezary Chlebowski